bardziej zainteresowany.
Rainie skorzystała z okazji i uśmiechnęła się od niego najbardziej uroczo, jak tylko umiała. Nie miała w tym wprawy, ale uśmiech musiał być, wystarczająco dobry, ponieważ szeryf Amity podszedł do niej. Miał metr 40 dziewięćdziesiąt pięć. Był dużym facetem o szerokich barach, silnym karku i szczęce, która spodobałaby się tylko prowadzącemu talk-show Jayowi Leno. Rainie podejrzewała, że miał szwedzkich przodków i że często grał w futbol. - W czym mogę pani pomóc? - Duży facet mówił z południowym akcentem. Rety, jak jej się to podobało. Ale zanim zrobiło się miło i przyjemnie, Rainie pokazała swoją licencję. Amity'emu mina zrzedła. Kolejny romans zduszony w zarodku. - Mam parę pytań dotyczących wypadku drogowego - zaczęła. - Zajmował się pan tą sprawą prawie rok temu. Brak reakcji. - Sprawa jest zamknięta. Osoba kierująca zmarła w szpitalu. Chcę jednak wyjaśnić szczegóły dla jej rodziny. Na to Amity odparł: - Muszę jechać na patrol. - Świetnie! Pojadę z panem. - Wykluczone. Cywile nie mogą towarzyszyć policjantom w czasie patrolu. To zbyt duża odpowiedzialność. - Nie pozwę pana do sądu. - Proszę pani... - Proszę pana, przyleciałam samolotem aż z Portland, żeby uzyskać odpowiedzi na moje pytania. Im wcześniej zacznie pan mówić, tym prędzej oboje będziemy mogli wrócić do swoich spraw. Amity zmarszczył brwi. W połączeniu ze wzrostem spojrzenie to działało na jego korzyść. Rainie zrozumiała, że kiedy Amity wysiada z radiowozu, większość przestępców posłusznie pada na chodnik i wyciąga ręce do założenia kajdanek. Będąc kobietą, nigdy nie miała takiej przewagi. Najczęściej musiała siłą powalać łobuzów na ziemię. Robiła karierę dzięki temu, że była zawsze gotowa do walki. Amity wciąż robił groźne wrażenie. Skrzyżował ręce na piersi. Czekał. Czekał. Wreszcie westchnął i zdecydował się poddać. - Zgłoszę się w centrali - powiedział. - Potem spotkamy się u mnie. Rainie skinęła. Nie była głupia, więc poszła za nim. Żeby nie wymknął się tylnym wyjściem. Pięć minut później usiedli naprzeciwko siebie przy jego biurku, zaopatrzeni w filiżanki z kawą i gotowi do rozmowy. - Dwudziesty ósmy kwietnia - powiedziała Rainie. - W zeszłym roku. Wypadek samochodowy. Ford explorer, mężczyzna z psem i słup telefoniczny. Samochód zabił człowieka i psa, ale słup mu nie ustąpił. - Prowadziła kobieta? - Tak, Amanda Jane Quincy. Po wypadku zapadła w śpiączkę. W zeszłym miesiącu jej rodzice zgodzili się na odłączenie aparatury. Mam przy sobie raport policyjny. 41 Amity zamknął oczy. - Jej ojciec jest agentem federalnym? - Proszą. - Mogłem się domyślić - mruknął i znowu ciężko westchnął. Wyjął z biurka notes z zeszłego roku i zaczął przerzucać kartki. Rainie zaczekała, aż dzięki notatkom odświeży sobie pamięć, i spytała: - Tylko pan był na miejscu wypadku? - Tak.