w której dwóch techników medycyny sądowej zdejmowało odciski pal'
ców z błyszczącego stolika, podczas gdy dwóch innych zwijało orientalny 112 dywan do wysyłki do laboratorium. Rodman znów przystanęła. Rainie zrozumiała, że oprowadza ją po miejscu zbrodni, wskazując dyskretnie, ale skutecznie, na najważniejsze elementy wydarzeń. Można było wnioskować, że napad zaczął się w korytarzu. Sądząc z roz¬ pryskanej krwi, napastnik mógł się posługiwać nożem lub jakimś tępym narzędziem. Elizabeth wpada w pułapkę. Elizabeth się broni. Elizabeth wbiega do jadalni. Pozłacana francuska lampa. Rainie uświadomiła sobie, jak została wyrwana ze ściany i rzucona przez pokój. Na podstawie znajdował się niewielki ślad krwi i włosy. Jego? Jej? Zależy od tego, kto pierwszy chwycił lampę. Na przeciwległej ścianie kolejne rozbryzgi krwi. Ktoś znów dostał potężny cios. Prawdopodobnie Elizabeth. Krwawe ślady stóp na dębowym parkiecie. Rainie i Rodman poszły za nimi i weszły do kuchni utrzymanej w stylu hiszpańskim, w której na wyłożonym terakotą blacie leżał przewrócony duży drewniany bloczek z nożami. Mniejsze noże, te do warzyw lub steków, spadły na podłogę w chwili, gdy ktoś - on lub ona, ktokolwiek był pierwszy - jak oszalały usiłował chwycić jakiś większy nóż. Nie poszło dobrze. Znowu krew. Rozmazana na sporym kawałku granatowych kafelków i trochę większy odcisk na podłodze. Rainie mogła już to sobie wyobrazić. Spokojna, wytworna Elizabeth Quincy zaatakowana wbiega do kuchni. Jest ranna. Z utraty krwi kręci jej się w głowie. Wie, że ma do czynienia z silniejszym napastnikiem. Rozpaczliwie chce wyrównać rachunki. Spostrzega swoją kolekcję noży. Postanawia zaryzykować. Biedna Elizabeth. Nóż nie jest narzędziem odpowiednim dla kobiety. Żeby posługiwać się nożem, trzeba mieć celność, siłę i zasięg. Raczej męskie cechy. Podobne sytuacje policjanci analizują, badając poszczególne sprawy. Kobiety, które wbiegają do kuchni po nóż, prawie zawsze giną właśnie od noża. Bethie powinna była chwycić patelnię. Coś dużego i ciężkiego, czym można by ugodzić przeciwnika bez potrzeby precyzyjnego celowania. Czy uświadomiła to sobie, kiedy dopadł ją przy końcu blatu? Czy zastanawiała się nad innymi możliwościami, kiedy upadła na podłogę, zakrwawionymi palcami chwytając się uchwytów szuflad? Na podłodze znajdowało się wyraźne odbicie biodra i uda, kiedy upadła na bok. Ale w jakiś sposób odparła natarcie, ponieważ krwawy ślad ciągnął się dalej. Musiała być bardzo dzielna. Albo on po prostu nie chciał jej zabić od razu. - Tu jest już gorzej - mruknęła agentka Rodman. - Proszę wejść za taśmę. W tym momencie Rainie spostrzegła taśmę maskującą, która biegła zygzakiem wśród ogólnego bałaganu. Sprytne - pomyślała, bo już raz rozpracowała sama pewne dość obszerne miejsce zbrodni. Zanim wszystko zostanie 113 powiedziane i zrobione, tuziny ludzi będą przechodzić przez dom, szukać dowodów i przedstawiać wnioski każdy w swojej dziedzinie. Wiele tygodni potrwa rozgryzienie wszystkiego, a całe miesiące spisanie całości na papierze. Najlepiej prześledzić napad od samego początku, zamiast odgadywać źródła skażenia później, tak jak ona musiała to robić. Rainie poszła na palcach wzdłuż taśmy, weszła do holu, gdzie na czer¬ wonawobrązowym dywaniku były mokre plamy, a na ścianach znajdowały się liczne krwawe odciski dłoni. Biegły one na całej niewielkiej długości tego ciasnego pomieszczenia, zupełnie jak w krwawej wersji malowania gąbką. Jezu! - pomyślała znów Rainie.